Strona:Wacław Sieroszewski - Topiel.djvu/18

Ta strona została przepisana.

Pan Wojciech, pokręcił siwego wąsa.
— A czy ten, co wam przysłałem na Nowy Rok już się rozszedł?
— O tem już i zapomnieliśmy!... He, he!...
— Więcby należało jaki obrachunek zrobić?
— Obrachunek nasz bardzo krótki i prosty!... Co mi ludzie oddali — oddam, a czego nie oddali — oddać nie mogę! Ale nie będziemy przecie robili obrachunków zaraz... z mrozu i z pustym żołądkiem. W mgnieniu oka będzie herbata!... Hej, Tekla, gdzieś się podziała?!
— Idę, idę! Już, zaraz!
— Idziemy! — ozwały się głosy kobiet z sąsiedniego alkierza.
Weszły. Pani Wojciechowa przysiadła obok męża na ławie, a Tekla Siemionówna udała się do kuchni, skąd niezwłocznie wróciła, niosąc obrus i zastawę. Za nią wkroczyła Marfutka, młoda, pulchna, 16-letnia blondynka, uginająca się pod ciężarem ogromnego, błyszczącego i buchającego parą samowara. Na stole, obok filiżanek, szklanej cukiernicy z kostkowym cukrem, dzbanka z gotowanem mlekiem, talerza z pszennemi bułkami i kołaczami, pojawiła się duża patelnia, pełna topionego masła ze stosem przaśnych „oładi“ pośrodku. W powietrzu rozeszła się woń świeżo zaparzonej herbaty i przypalonego masła.
Pan Wojciech skinął na syna, który podał mu z biesag butelkę wódki i dwie puszki sardynek. Dary zostały umieszczone przed gospodarzem na stole, który natychmiast wstał i zaczął dziękować, kłania-