Strona:Wacław Sieroszewski - Topiel.djvu/24

Ta strona została przepisana.

— Prawdę mówicie... Jak który silny, zdolny, to niewiadomo co, może jaki „komunist“ albo „antychryst“...
— „Anarchist“, chcecie powiedzieć?... — poprawił pan Wojciech..
— Właśnie, anarchist! A jak grzeczny, to słaby... Wzięliśmy takiego chudziaka... I cóż: pojechał do lasu po drwa, przeziębił się i teraz leży już dwa tygodnie w łaźni, jak płat... Żadnego pożytku. I nie mam co z nim robić! — skarżył się gospodarz.
— A szkoda, bo nawet niczego był sobie chłopak, miły, cichy... — dodała gospodyni.
— Młody?
— Młodziutki, ledwie mu wąsy się sypały... Wasz, zdaje się...
— Polak!?
— Pewnie, że Polak!... Jak mu to na imię jest, bo zapomniałam! — zwróciła się gospodyni do córki.
— Józef! — odpowiedziała prędko.
— A nazwisko? — Nazwiska nie wiem!... — odszepnęła dziewczyna, rumieniąc się mocno.
— Nikt nie wie nazwiska!... Teraz bełkoce nieprzytomny, a przedtem nie zapisałem, bo nie jestem piśmienny... Więc tak zostało... Będę miał kłopot, jak zemrze... Lecz przecież nie wyrzucę go chorego na mróz... — tłumaczył się gospodarz.
— Rozumie się!... — zgodziła się pani Wojciechowa. — A czy nie ma paszportu, listu, jakiej kartki?... Może ma rodziców daleko?... Możeby można napisać?!