Strona:Wacław Sieroszewski - Topiel.djvu/49

Ta strona została przepisana.

— Dziurze!... Widzi pan, wszystko to należy sprzedać, a kupić prostą tutejszą odzież...
Wygnaniec opuścił głowę.
— Widzi pan, byłoby to już zupełną rezygnacją!... — zaczął cicho. — A ja się nie mogę pogodzić... Ubranie, bądź co bądź, jest do pewnego stopnia znamieniem... stygmatem położenia społecznego...
— A tak!... Ale ja panu dobrze radzę; ja mówię panu z doświadczenia... Trzeba się brać do pracy najgrubszej, najprostszej... Tak jest wszędzie!... Ci z powstańców, co tego nie zrobili, najgorzej na tem wyszli... Biedy najedli się i upokorzenia, nie daj Boże... Bo jak?... Czy dużo w takim Zaleńsku inteligentnego zajęcia?... Nawet w dużych miastach, jak Irkuck, Tomsk, Tobolsk, było o nie trudno... Lekcji mało... Mało się tu ludzi wyższych przedmiotów uczy, szkoła elementarna wystarcza, a ta jest rządowa... W policji pan służyć nie będzie, do biura pana nigdzie nie wezmą — nie wolno... Kupcy też od was stronią, bo nie mogą was, uczonych, jak mołojców swoich traktować: i mówić, i postępować musieliby z wami politycznie... a to cięży, krępuje... W dodatku mają swoje szacherki, a wy jesteście uczciwi...
— Cóż robić!... — westchnął Stanisław. — Nie czuję w sobie najmniejszej zdolności do pracy fizycznej!... Trzeba będzie jednak wrócić do miasta...
— Poco ma się pan śpieszyć!... Może pan u mnie pozostać i dłużej... Tylko, że sypiać pan będzie musiał w szopie, na sianie z chłopcami... Taki u nas już zwyczaj!...