Strona:Wacław Sieroszewski - Topiel.djvu/50

Ta strona została przepisana.

— Dziękuję panu, bardzo dziękuję!... A teraz muszę wracać na pole...
— Niech pan powie żonie, żeby panu dała buty Tadzia, bo w tych pantofelkach pan nie „nachodzi“: ziemi się panu nasypie, będą spadać!... A gdzie to pan poznał Józia Gawara?...
— Józia Gawara?... Ach, tak!... Mieszkałem w tym domu, gdzie jego ojciec był stróżem. To dzielny chłopak, ideowy!... Bardzośmy go wszyscy żałowali!...
— To ojciec jego był stróżem!... Acha, to zaraz znać!... No, a jak z wojskiem?... Ja myślałem, że panowie razem w wojsku służyli?...
— W jakiem wojsku?
— W „Strzelcach“!
— W „Strzelcach“? Nic nie wiem!...
— On opowiadał, że tam jest wojsko, wojsko polskie...
— Gdzie?
— W Krakowie!
— W Krakowie!... Ach, tak! Słyszałem o tem... Ale widzi pan, ja zupełnie za co innego... A nawet nie wiem za co... Jestem literatem i zupełnie się do niczego nie mieszałem... Chyba za to, że jestem Polakiem i że tego się nie zapieram... Domyślam się tylko powodu, iż w czasie spisu ludności, kiedy byłem w Suwalszczyźnie na wakacjach, radziłem unitom, żeby się zapisywali, jako Polacy i katolicy... Bo mi nic a nic nie powiedziano... Aresztowano mię nagle i wysłano, a matka... została sama!... Pisałem do niej, ale jeszcze nie dostałem odpowiedzi...