Strona:Wacław Sieroszewski - Topiel.djvu/52

Ta strona została przepisana.

— Ach, buty... Buty mego brata!... Pan chce włożyć buty Tadeusza?... One będą na pana za duże!...
— Pan Zagnański kazał mi włożyć!...
— To co innego!... Tatuś jest srogi!... Trzeba słuchać! — roześmiała się Frania. — Niech pan wejdzie, zaraz panu je dam!...
Stanisław wszedł nieśmiało i zatrzymał się zaraz przy drzwiach, podczas gdy ładna dziewczyna, nie śpiesząc się wcale i z pod oka przypatrując się młodemu gościowi, wyciągała z szafy w rogu izby różne rupiecie.
— Co pan właściwie robił w tem ubraniu?... Może pan pracował na telegrafie?... — spytała go wreszcie...
— Nie, pisywałem... wiersze. — Trochę wierszy, nic zresztą ważnego. Robiłem pierwsze kroki...
— I drukowali?...
— Tak, drukowali...
— I dużo pan za to płacić musiał?...
— O, nie!... Jeszcze mnie płacono!...
— Płacono panu za druk, to dziwne? Bo Zośka Pracławiczówna mówi, że ojciec jej za każdy umieszczony w „Wiedomostjach gubernjalnych“ artykuł dwadzieścia pięć rubli musi płacić!... Dużo panu płacono?...
— Niedużo... Ale zawsze...
— A może pan jaki wierszyk pamięta?...
— Owszem, pamiętam.
— Niech pan powie!
Młodzieniec zawahał się.