Na odchodnem szeptał coś z Tarońcim, poczem wypełzł znowu grzecznie tyłem po japońsku za drzwi. — Rychło jednak wrócił i zapytał, nie przekraczając progu: ile płacimy hotelarzowi. Gdyśmy wymienili cyfrę, mruknął: haye ku ramu!... (o la Boga) i długo się namyślał, drzwi powoli przed sobą zasunął, słyszeliśmy jednak, że nie odchodził. Rozbawiony Bronisław twierdził, że to zupełnie „po ajnosku“, że wszystko skończy się pomyślnie, lecz ja czułem, że się pod tem kryje coś niedobrego. Znowu na korytarzu rozległo się ostrzegawcze chrząkanie, drzwi odsunęły się i w szparze ukazała się kudłata głowa i błyszczące oczki Spańrama.
— Dobrze, zgadzam się! Zapłacicie mi tyle, co hotelarzowi, gdyż nic nie mogę wam odmówić przez wdzięczność, ale musicie iść do „Kaku-song-kocio“ (przodownik, naczelnik miejscowej policji), wytłumaczyć mu, dlaczego chcecie mieszkać u Ajnów i że on, Spańram, musi was przyjąć... przez wdzięczność!!
Strona:Wacław Sieroszewski - Wśród kosmatych ludzi.djvu/37
Ta strona została uwierzytelniona.
40