naszych protestów i wyjaśnień stale nazywał nas „rosjanami“ (oros).
Tegoż dnia wieczorem przenieśliśmy się do Spańrama. Przyjęto nas tam ze szczerą radością. Umieszczono nas w honorowym kącie na prawo od „świętego wschodniego okna“. Rozesłano nam tam na pryczach cienkie maty tatarakowe i postawiono drewniane wezgłowia. Kołdry i maluchne poduszeczki mieliśmy własne. Gospodarz odprawił natychmiast „małe modły“, to jest wypił dostarczoną przez nas butelkę wódki, przelawszy ją przedtem do czerwonej lakowej czary ze złotym niedźwiedziem wymalowanym na dnie. Przed piciem kapnął kilka kropel na ognisko i wymruczał krótką modlitwę do „bogini ognia“.
— Ona jest kobietą, — tłómaczył nam — i gniewa się o byle głupstwo, dlatego jeszcze dziś ją trzeba udobruchać, choć prawdziwe „nusa“ z powodu waszego przybycia zrobimy dopiero jutro!...
Strona:Wacław Sieroszewski - Wśród kosmatych ludzi.djvu/41
Ta strona została uwierzytelniona.
44