Strona:Wacław Sieroszewski - Wśród kosmatych ludzi.djvu/70

Ta strona została uwierzytelniona.

dzieciaków zupełnie gołych lub prawie gołych, rozgrywały dalszy ciąg igrzysk, strzelały z małych łuków, rzucały dzirytami, goniły się dookoła łodzi stojących szeregiem na walcach tuż u linij nabiegających na piaski fal. Zapadał zmierzch. Na pociemniałych górach chmurzyły się strzępy czarnych obłoków niby zwieszone ajnoskie czupryny. Jedynie nad kraterami wulkanów świeciło niebo zamglonemi gwiazdami, jak gdyby opary spędził stamtąd gorący oddech ziemi. Z boku na zachodzie za wysokim przylądkiem gasła zorza jak rozsypany złoty proch, rzucając nici wątłej, miedzianej poświaty na granie gór, na kłębowiska czarnych lasów i kanty trzcinowych ajnoskich strzech. Drożyną od wsi kroczyli starcy we wzorzystych długich biało-czarnych ubiorach, niosąc białe „inau“ oraz lakowe rytualne naczynia: czary, kubki i wiadra; każdy dostarczał, co miał najlepszego. Morze jednostajnie szumiało, kołysząc się długiemi falami. Samotna obca łódź spieszyła ku brzegowi to gi-

73