przypływ“. Istotnie ogromne fale coraz wyżej wzdymały pieniste, zawijające się wały potwornych wodnistych warg. Po morzu szła z kresów widnokręgu groźna fjoletowa smuga i na tej smudze dostrzegliśmy nagle czarny punkt, potem drugi i trzeci — całą flotyllę szybko zbliżających się łodzi. Niedługo już mogliśmy rozróżnić wiosła miarowo bijące u ich boków. Kołyszące się bałwany to chłonęły je, to wysoko wznosiły ku niebu. Już były zupełnie blisko, rozróżnialiśmy postacie ludzi i ich twarze, ryk morza głuszył jednak wszelkie głosy. Przypływ podnosił góry wody na dziesiątki metrów i skręciwszy je rzucał na brzeg z miażdżącą siłą wodospadu. Wyraziłem powątpiewanie, czy będą wstanie wylądować.
— Wylądują! — uśmiechnął się Tarońci.
Łodzie uszykowały się skośnym szeregiem. Od pierwszej dzieliła nas jedna zaledwie fala. Zebrani na brzegu ludzie rozbili się na grupki i rozbiegli wzdłuż brzegu. Olbrzymia góra wod-
Strona:Wacław Sieroszewski - Wśród kosmatych ludzi.djvu/75
Ta strona została uwierzytelniona.
78