Strona:Wacław Sieroszewski - Wśród lodów.djvu/10

Ta strona została uwierzytelniona.

wiem ożywienie w załodze. Czuwał on pilnie nad tem, by praca, wypoczynek i rozrywka szły po sobie w pewnym z góry nakreślonym porządku. Mieszkania na zimę nie zmieniano. Parowiec okazał się suchym i wygodnym domem. Nieprzyjemnem było tylko położenie, w jakiem stał, ale i do tego przyzwyczajono się wkrótce.
Słońce wcale się już nie ukazywało. Dni poznawali po gwiazdach, które, jak wskazówki zegara biegały dokoła nieruchomo w zenicie stojącej gwiazdy polarnej. Ale zato co noc prawie płonęły zielonawe, błękitne i różowe smugi zorzy północnej. Zima podbiegunowa przykryła ich na długo ciemnem swem wiekiem. Trzeba było uzbroić się w męstwo i cierpliwość.
Co wieczór, po pracy, żeglarze zbierali się we wspólnej kajucie i, obsiadłszy dokoła okrągły stół, czytali, pisali, rysowali. Co niedzielę jeden z oficerów miał odczyt, ilustrowany obrazami niknącemi.
Między marynarzami znajdowali się ludzie mało wykształceni; byli nawet tacy, co czytać nie umieli. Kucharz Li, Chińczyk, mówił bardzo źle po angielsku, czytać nie umiał także; znał wprawdzie kilka chińskich hieroglifów i podobno niegdyś pisał rachunki, a nawet wnosił do ksiąg familijnych ważniejsze wypadki, jak tego wymaga dobre wychowanie chińskie, ale obecnie znaki te okazały się niewystarczające dla zapisania czegokolwiek. Li zabrał się gorliwie do nauki języka angielskiego, ale nie umiał sobie dać rady ze spółgłoskami, których więcej nad dwie nie mógł