Strona:Wacław Sieroszewski - Wśród lodów.djvu/18

Ta strona została uwierzytelniona.

Bum!... bum!... bum!... zabrzmiał dzwon okrętowy.
— Zmiana trzecia!
— I cóż i cóż, co się stało?... — dopytywali się wszyscy, pomagając Dickowi wdziać ubranie.
— Co się stać miało?... Byłbym się ożenił i został na zawsze w Usuryjskim kraju, ale przyjechał urzędnik, odebrał transport, więc kazano nam wracać do Frisko[1].

III.


Choć wszystko wydawało się niewzruszonem, jednakże, obserwując położenie gwiazd, łatwo można było zauważy powolne, lecz stałe posuwanie się na północ. Widocznie szeroki prąd morski unosił ku biegunowi całą skorupę lodu z wrośniętym w nią okrętem. Pozostało już tylko pięć stopni. Kapitan postanowił przebyć resztę na nartach. Według jego dowodzenia, prąd zataczał półkole, które tu dosięgało największego wygięcia. Dalej mogło nastąpić już cofanie. Kapitanowi miało towarzyszyć czterech majtków, a w ich liczbie Dick. Przygotowania zainteresowały wszystkich; chwili odjazdu oczekiwano w wielkiem podnieceniu.
Gdy w wilję dnia tego majtkowie zebrali się w swojej kajucie, wszyscy tłumnie otoczyli Dicka.

— Możebyś wziął mój kaftan? — pytał jeden — grubszy, a więc cieplejszy jest od twego.

  1. San Francisco.