postawił ją sobie na głowie. Byłem już pewien, że będziemy mieli obiad, a nawet, że moglibyśmy wziąć do niewoli tego samego wodza z całą jego armją... Schyliłem się więc, podniosłem go i potarliśmy się nosami; a że był dobrze wychowany, więc kichnął. Poczem rozmówiliśmy się na migi. Powiedział, że jest królem wioski Lu-la-lu i że bardzo pragnie potrzeć nos o nos Jurka z fajeczki Toma. Dałem mu do zrozumienia, że to rzecz niezupełnie bezpieczna, że należałoby pierwej przynieść w podarku kozę, parę kur lub kosz bananów. Przyznał słuszność, wszystkiego dostarczyć obiecał, lecz obstawał przy swojem. Podprowadziłem go więc do fajki z wielce uroczystą ceremonją. Szedł śmiało, lecz zaledwie dotknął się świętego przedmiotu, wrzasnął co miał siły i złapał się za nos; wówczas wojsko, w milczeniu bacznie śledzące za wszystkiem, drapnęło natychmiast w zarośla.
— Oho! Chciał mnie ukąsić!... Ale niema głupich...
— Dicku, przebrała ci się miarka!... Zapominasz, że nie umiesz po murzyńsku — ostrzegał Tom z uśmiechem.
— To tak: wtedy nie rozumiałem, alem się później wszystkiego domyślił... Następnie król palnął nam mówkę, przetańczył pobożny taniec i ruszyliśmy do wsi w otoczeniu skaczących i wyjących wojowników, uzbrojonych w łuki i dzidy, które zaraz z krzaków wywlekli.
Przy wejściu do wsi przyjął nas wielki czarownik z bębnami; powiedział także mówkę, tro-
Strona:Wacław Sieroszewski - Wśród lodów.djvu/22
Ta strona została uwierzytelniona.