Strona:Wacław Sieroszewski - Wśród lodów.djvu/25

Ta strona została uwierzytelniona.

jedni pouciekali, drudzy zaczęli niemiłosiernie kichać. Stanowisko nasze było chwilowo uratowane, ale niemniej przekonałem się, że niema co zwlekać... Tu-tu-cha-cha nie mógł nie szkodzić nam, gdyż groziła mu nędza i zguba z naszej przyczyny... Postanowiłem więc gotować się potrochu do drogi: zbierać mięso i suchary, wypatrywać i dowiadywać się o wszystkiem... Był jeszcze jeden bodaj najważniejszy powód pośpiechu: straciliśmy łaski u króla!... A stało się to zupełnie niespodziewanie... Przyszedł raz na zwykłą poobiednią gawędkę z nami. Opowiadałem mu o naszym kraju, a kiedy wspomniałem, że u nas w zimie rzeki i jeziora pokrywają się grubą, twardą skorupą, tak twardą, że po niej chodzić mogą nietylko ludzie, ale nawet słonie, król zerwał się i zawołał: „Dość tego!... Widzę teraz, że Tu-tu-cha-cha prawdę mówi!... Kiedyś mi opowiadał, że u was padają z nieba zimne białe płateczki, które pokrywają ziemię tak grubo, iż staje się cała biała, to temu wierzyłem, bo i wy jesteście biali; kiedy mówiłeś, że latacie po powietrzu w koszykach przywiązanych do pęcherza — to i temu jeszcze wierzyłem! — mogłem wierzyć, gdyż jesteście czarownikami i macie fajeczkę... Wierzyłem, w co mogłem... Niech sobie Tu-tu-cha-cha wątpi... on ma do tego prawo, gdyż pozbawiliście go dochodu... mnie co do tego!... Ale teraz, kiedy śmiesz twierdzić, że bez powodu, od zimna tylko, na wodzie robi się skorupa, po której mogą chodzić słonie, widzę już, że w kłamstwie przebierasz miarę!... Słychane rzeczy!...