Strona:Wacław Sieroszewski - Wśród lodów.djvu/30

Ta strona została uwierzytelniona.

o czem innem, jak gdyby wszystko inne mało ich obchodziło prócz gawęd, domysłów i śledzenia na mapie za tem, gdzie przypuszczalnie znajdować się mogła wyprawa.
— Jeśli codziennie robili tylko 10 mil, to muszą być tu...
— Tak, ale po lodzie nie tak łatwo chodzić! Trzeba zbaczać... sądzę więc, że są znacznie bliżej!...
Zaczynała się sprzeczka, często namiętna i długa, która zazwyczaj kończyła się oburzeniem i gniewem.
— W każdym razie, powinniby już wracać!... — wzdychał mr. Will. — Kapitan mówił, że dłużej nad miesiąc nie zabawi.
Tymczasem oznaczony termin minął, a ich wciąż widać nie było. Wszystkimi zawładnęła paląca tęsknota, nawet doktór zaprzestał swego pisania. Majtkowie, bez względu na trzaskający mróz, całemi godzinami wystawali na pokładzie statku, nasłuchując, czy jaki dźwięk nie doleci ich uszu wśród tej grobowej ciszy.
Nareszcie pewnego wieczoru, kiedy właśnie nikt ich nie oczekiwał, szyldwach uderzył w dzwon.
— Idą!
Na pół ubrani wyskoczyli wszyscy z kajuty.
— Co takiego? Nie może być!... Idą?...
— Idą!
— Gdzie?... Sanie nie skrzypią, psy nie szczekają...
Może niedźwiedź przekrada się wśród lodów?