znalazł prócz zmęczenia i lekkich odmrożeń. Radził im jednak zaraz położyć się do łóżka, a opowiadanie na później zostawić.
Nazajutrz kapitan oświadczył się z gotowością dania krótkiego sprawozdania z podróży. Opowiadał zwięźle, jak przedzierali się przez góry lodowe; jak cierpieli od zimna i braku ciepłego pokarmu; jak znaleźli ślady lisa, wskazujące, że tam, na północy musi być ziemia; jak postanowili wrócić, nie dotarłszy do niej... Gdy doszedł do choroby Jack’a, wzruszenie nie dało mu mówić... Dalszy ciąg opowiadania odłożono na później...
A nazajutrz wszystko już poszło zwykłą koleją.
Po obiedzie majtkowie zebrali się w swojej kajucie. Dick leżał w hamaku z zamkniętemi oczyma. Nie śmieli przeszkadzać mu i cicho szeptali po kątach. Wreszcie on sam odezwał się do nich:
— Nic wam dzisiaj nie powiem, towarzysze... kiedyindziej!... Myślę o Jacku... Był złośliwy i często kłócił się z nami, ale teraz leży tam, daleko, porzucony wśród lodów na pożarcie niedźwiedziom... Zachorował nam zupełnie niespodzianie... spuchły mu nogi... nie mógł iść... Psów nie mieliśmy już wtedy, więc zrzuciliśmy z sanek część zapasów, położyli go na nich i ciągnęli... Jęczał, majaczył, rwał odzież na sobie, odkrywał piersi, nakoniec ucichł — na zawsze!... Owinęliśmy go w gwiaździsty sztandar i położyli na zrębie lodowego urwiska... Nie mieliśmy już sił grobu wykopać... Do okrętu pozostało nam jeszcze mil z 50... Biedak tęsknił bardzo do ojczyzny i w malignie wciąż mówił o Frisko.
Strona:Wacław Sieroszewski - Wśród lodów.djvu/32
Ta strona została uwierzytelniona.