Strona:Wacław Sieroszewski - Wśród lodów.djvu/69

Ta strona została uwierzytelniona.

i Dick je usłyszał i także zerwał się na równe nogi. Chrobotanie nie ustawało. Tom podszedł do drzwi i otworzył je nagle. Przed chatą, u słupa stały sanki, zaprzężone we dwa renifery, i Tunguz z długim prętem. Ujrzawszy ich, zbladł i cofnął się, ruchem bezwiednym chwytając za pas, gdzie nosił nóż. Tom dostrzegł ten ruch i podniósł broń.
— Stój!... Ani kroku!...
Dziki zrozumiał i padł na kolana, składając błagalnie ręce. Wówczas Dick podszedł do niego i zaczął gładzić go po twarzy i głowie, za ręce ściskać. Zbliżył się i Tom. Obaj zaczęli tłumaczyć mu na migi, że są głodni, chwytać się za usta, za żołądek, udawać, że jedzą i kiwać rozpaczliwie głowami, ukazując na północ. Tunguz ich zrozumiał; szybko podniósł się z ziemi, wziął z sani nieduży woreczek i zaniósł do chaty. W woreczku znalazł się krążek jakuckiego masła i kilka suszonych ryb. Tunguz łupał masło po kawałeczku i podawał je zgłodniałym. Obaj jedli chciwie, pomimo, że czuli, iż lekki obłęd opanowywa ich zwolna. Tunguz widocznie także nie pochwalał ich łakomstwa; na migi radził im przerwać i pójść na spoczynek: oczy przymykał i głowę kładł na dłoni. Oni mieli ochotę usłuchać jego rady, ale bali się, że Tunguz im umknie podczas snu. Przytem sprawa umierających towarzyszy musiała być załatwioną. Tom zaczął na migi wyłuszczać rzecz całą Tunguzowi, prosić, by jechał ich ratować. Tunguz słuchał cierpliwie i przytakiwał; parę razy nawet od siebie coś dodał, z czego się pokazało,