Zwrócił się więc do towarzysza Kolendy; ten niezwłocznie mu odpowiedział, lecz wiadomości żadnych mu nie udzielił, gdyż ich od dalszych sąsiadów jeszcze nie otrzymał.
— Nie chcą dziś stukać, jakby się zmówili!... Między sobą tylko tyrkoczą... A do mnie nie stukają dlatego, że wolno to robię... Zawsze inteligenty takie są... — stukał wolniutko i rozwlekle.
— Pewnie przywieźli jakiego esdeka, ich człowieka, dlatego tacy przejęci... Bo tu siedzą sami esdecy i lewica... Pepeesów prawdziwych przewożą zaraz do cytadeli...
— A wy kto jesteście?
— Ja... jestem nawet... więcej, niż... pepees, ale o tem nikt nie wie, dlatego tu...
Urwał, bo klucznik zbliżył się na palcach pode drzwi. Gawar słyszał, jak okienko w drzwiach sąsiada otworzył i zaczął mu wymyślać.
„Piorun“ nie został mu dłużny i chwilę rozbrzmiewała w korytarzu niezmiernie barwna litanja polskich i rosyjskich wymysłów. Skończyło się na tem, iż Piorun „zagiął“ tak wielce kunsztowne „siedmiopiętrowe“ moskiewsko-nadwiślańskie przekleństwo, że klucznik umilkł zdumiony, poczem splunął i zatrzasnął z gniewem okienko.
— Poczekaj!... Dam ja ci!... Zaraportuję naczelnikowi. Zaraz zaraportuję! Jak tylko przez
Strona:Wacław Sieroszewski - W szponach.djvu/100
Ta strona została przepisana.