Strona:Wacław Sieroszewski - W szponach.djvu/105

Ta strona została przepisana.

Jeszcze pomyślą, że im się chcę podlizywać? Nie, tak nie można, lecz nie mam wcale ochoty i na tę głodówkę! Skłamię, gdy powiem, że mi się to podoba!
Chodził po celi, rozmyślał, znowu wstawał i przechadzał się, siląc się bądź co bądź rozplątać i usunąć tysiące powstających przed nim wątpliwości. Wreszcie znużony przystanął pod piecem i, wstrząsnąwszy głową, powiedział sobie:
— Nie, nic z tego! Albo ja wiem, kto oni są? Kto on taki? Może litwak? Dużo jest ich wśród socjaldemokratów... Pepeesi nazywają ich przecie socjal-litwakami... Lepiej od nich zdaleka... Zawsze z początku i pozornie mają rację, ale wkońcu niewiadomo, czy z tego wszystkiego nie wypłynie... żądanie Królestwa Żydowskiego w Polsce!... W pismach już nazywają Warszawę Nową-Jerozolimą, jak to czytałem w Kurjerze... Wolę być ostrożnym. Głodować poto, żeby mi kazali wkońcu uczyć się po żydowsku? Tego za dużo!... Wolę już Pioruna, chociaż i ten jakiś taki... dziwny. Wymyśla, jak ci tam w cyrkule...
Wzdrygnął się od wstydu i wstrętu.
W tej chwili Butterbrot zastukał doń natarczywie. Józef chwilę wahał się, już nawet podniósł rękę, żeby odpowiedzieć, ale ją nagle opuścił i odszedł z wyrazem niechęci ku drugiej ścianie.
Niech sobie stuka! Co mi tam!
Usiadł przy stoliku, oparł głowę na ręku i zamyślił się. Wszystkiego trzy dni siedzi tutaj,