Strona:Wacław Sieroszewski - W szponach.djvu/142

Ta strona została przepisana.

lazł w kilku miejscach zatarte starannie napisy, oraz na drewnianych drzwiach sprytnie wydrapany alfabet do stukania.
— Acha, więc i tutaj stukają! — pomyślał i pilnie uszu nadstawiał, czy nie usłyszy czasem gdzie za ścianą znanego rytmicznego bębnienia.
Ale nie; było cicho, było martwo.
— Milczenie, jak w grobie! — przyszło mu znane porównanie i nagle mocno zaczął tęsknić do brudnego, ciasnego, ale pełnego ruchu i życia Pawiaka.
A gdy dalsze poszukiwania doprowadziły go do odkrycia drobnego napisu, głęboko wydrapanego w zielonej polewie pieca, który mówił krótko: „Stanisław Wardeński, rok 1863, 5 Maja — idę na śmierć“, zrobiło mu się znowu bardzo smutno i gotowana kolacja z odgrzewanych kartofli, z ochłapem mięsa, polanego podejrzanym, szarym sosem — już mu niebardzo smakowała. Przypomniały mu się nagle wszystkie słyszane i czytane o tem strasznem więzieniu opowieści i nie budziła żadnej otuchy okazywana względnie grzeczność obejścia.
Chodził wkółko po celi z opuszczoną głową i deklamował sobie pocichu:

Był na Cytadeli sąd na miateżników,
Więc siedli jak czarci za stołem:
Jenerał, adjutant i czterech piszczyków,
Ze sercem miedzianem i czołem.