Odtąd co noc urządzano mu tę samą historję, której powodu nie rozumiał. Gdy zasnął, wpadali, budzili go, kazali mu się ubierać i wiedli przez długie, milczące korytarze, oświetlone elektrycznością z rzędem czarnych, zamkniętych drzwi po obu bokach. Z początku robiło to na nim wielkie wrażenie, drżał z zimna i wzruszenia i nie mógł już usnąć do samego rana, pełen nieokreślonych lęków i okropnych przeczuć.
Zczasem jednak przyzwyczaił się, drwił z tych przeprowadzek i do tego stopnia nawet ośmielił, iż pewnej nocy powiedział dręczycielom:
— Nie chcę, nie wstanę!
— Co?... Dlaczego?... Naczelnik, kapitan kazał zmienić celę.
— Możecie we dnie to robić!... Przyjdźcie jutro! Poco budzić mnie po nocy?!
— Rozkaz.
— Co — rozkaz! Rozkaz mnie się nie tyczy: nie jestem wojskowy! W prawidłach nic nie powiedziano, że mam co noc wstawać, ubierać się, chodzić!...