Strona:Wacław Sieroszewski - W szponach.djvu/178

Ta strona została przepisana.



XIV.

Zhardziała dusza w chłopaku po tej próbie.
— Aha, teraz wiem, naco mnie co noc budzili i przenosil!... Chcieli mnie zmęczyć, osłabić, nastraszyć i wymóc!... Ale nic z tego!... Słóweczka nie pisnę, nie dowiedzą się nic!... W żywe oczy się wyprę!... A Frąckiewicz? Co?! Ładna lala!.. Tak im wyśpiewać! Co?!... Ale miał minę, gdym się go wyparł. Żandarm o mało się też ze wściekłości nie udusił!...
Śmiał się, wspominając scenę, której najmniejszy szczegół stał przed nim, jak żywy. Chodził po nowej celi, do której przeniesiono go po badaniu, szukał napisów, ale przedewszystkiem oglądał najbardziej skryte zakątki po rogach, koło listwy przy podłodze, koło pieca, spodziewając się odnaleźć i tu tajną komunikację z sąsiadami.
Nic nie znalazł. Sam więc zaczął przemyśliwać, w jakiby sposób mur przebić. Przy starannej rewizji swego ubrania, wykrył w kamizelce w samym rogu twardego szwu ułamek stalówki, który szczęśliwie umknął ciekawych palców stróżów więziennych. Miał więc ostrze; trudniejszą