Strona:Wacław Sieroszewski - W szponach.djvu/183

Ta strona została przepisana.

Powinny się zacząć niedługo wichury zimowe, gdyż śnieg już prószył i chociaż zaraz tajał, wróżył zbliżanie się głębokiej zimy.
Ale jak to uczynić?
Jak dostać się do kraty, zamkniętej podwójnemi szybami. Następnie, skąd wziąć piłki? Czy nie lepiej zrobić podkop?...
Wyjąć deskę, jak to czytywał w książkach, i wydrążyć otwór w fundamencie?...
Długie godziny spędzał na przeglądaniu desek i rozmyślaniu nad sporządzeniem odpowiednich narzędzi.
Przyszedł do wniosku, że jednak przedewszystkiem potrzebny mu będzie świder dość długi, żeby wysondować grubość muru i naruszyć jego całość.
— Spróbuję, jak to mi pójdzie i zrobię dziurę do sąsiada... Pewnie zostawią mię tu dłużej, bo cela jest zimna, wilgotna, więc zechcą pewnie teraz dręczyć mnie reumatyzmem...
Ale nic z tego!... Ucieknę!... Byle dostać pręcik!...
Raz, siadając do obiadu, zawadził ubraniem o trzaskę, nadłupaną przy krawędzi stołka.
To mu podsunęło pomysł, do którego wykonania przystąpił niezwłocznie po sprzątnięciu przez posługacza naczyń i oddaleniu się żandarma.
Należało odkrajać brzeg stołka, trąc trzonkiem łyżki blaszanej między słojami drzewa aż do zupełnego przecięcia deski.