iż w górnych sferach był donos... Dziś już nie będę mówił!... — odpowiedział ten pośpiesznie.
Musieli przerwać rozmowę, gdyż żandarmi wykazywali większą niż zazwyczaj pilność, nieustannie krążyli po korytarzu, podsłuchiwali i podglądali w okienko.
Pomimo to już późnym wieczorem, gdy Gawar leżał w łóżku, przysłano mu niezwykłą „pocztę“, która go cokolwiek wytrąciła z równowagi. Był to dość długi woreczek z płótna, w którym tkwił mocno zwinięty rulonik papieru. Gdy Gawar go z pochewki wydobył, spostrzegł ze zdziwieniem, że nie są to jak zwykle wycinki z gazet, lecz dwa arkusiki listowego formatu, drobno zapisane kształtnem, czytelnem pismem. W nagłówku widniał ładnie wyrysowany, ozdobny napis:
Z trudem odczytał to wszystko przy słabem świetle lampy, umieszczonej daleko koło drzwi i przysłoniętej stołkiem; bał się wstać i zbliżyć do światła, aby nie zwrócić w ten sposób na siebie uwagi żandarma. Postanowił odłożyć lekturę