ściach, o prawach każdego narodu do własnej mowy, najlepszego narzędzia jego myśli i uczuć...
Obecni słyszeli to już tyle razy, że im było trochę nudno; zachowali jednak należytą w podobnych wypadkach powagę i skupienie.
Pewne ożywienie wywołał ustęp o obyczajach, panujących w szkole rosyjskiej.
— Nie wszyscy pewnie koledzy mają pojęcie, co tam się działo, ale my starsi dobrze pamiętamy te nieustanne podejrzenia, to prześladowanie, ściganie za byle co, szpiegowanie... Ciągle, ciągle, od chwili zapisania się na wstępniaka, aż do matury, bez przerwy, bez chwili wytchnienia... bo chyba na wakacjach tego nie było... stał nad duszą szpicel albo kat... Człowiek kładł się spać wieczorem z obrzydzeniem do życia, wstawał rano, drżąc z przerażenia, a szedł do szkoły, jak do katowni z niewymowną odrazą, po drodze wpadał do kościoła i modlił się: „Panie Boże, zmiłuj się nade mną i wybaw mnie od spotkania z dyrektorem, z inspektorem, ze złym łacinnikiem, z nauczycielem rosyjskiego; daj, ażebym miał dobry akcent, żeby nie zaczepił mię gospodarz klasy, żeby nie wyrwał mię pies matematyk lub coś podobnego... Boże miłościwy, zlituj się nade mną!...“ Ale to nic: gorsze było to zepsucie, jakie szerzyli wśród nas moskale. Pamiętam nauczyciela historji, pijaka, który już z czwartej klasy chłopaków zwabiał do siebie, uczył ich pić i opowiadał brzydkie anegdotki...
Strona:Wacław Sieroszewski - W szponach.djvu/22
Ta strona została przepisana.