znacznem opóźnieniem, dawała więc wyjaśnienia na niektóre pytania wcześniej. Przytem delikatnie wyraziła żal, że nie wie, kim jest adresat, gdyż mogłaby może bardziej szczegółowych co do wielu rzeczy udzielić wskazówek. Gawar uszczęśliwiony odpisał natychmiast, opowiadając otwarcie wszystko, co się jego tyczyło. Rozumie się, że przeznaczony na artykuł papier został zużyty inaczej, zato niedoszły dziennikarz otrzymał znaczną ilość informacyj, które wykazały mu dobitnie, iż obmyślane przezeń projekty i „wyczuwane“ potrzeby, oraz „trawiące“ wątpliwości, były już rozwiązane, albo upadły dzięki „przeklętym“ warunkom, albo pracowano nad ich rozwiązaniem... tam gdzieś woddali. Korespondencja nie ustawała, nie było dnia, żeby nie wysłał lub nie otrzymał liściku. Były tam już i realne wskazówki, i instrukcje, bardzo jednak ostrożne i niedostateczne. Gawar doskonale rozumiał, że inaczej być w tych warunkach nie może, mimo to pytał i pisał dalej pochłonięty, jakby zaczarowany jedną myślą i jednem dążeniem...
Aż stało się pewnego razu, że przez tunel na piecu, którego używali z „frakiem“ w rzadkich przypadkach większych przesyłek, otrzymał umiejętnie zwinięty i przewiązany nitką rulonik cieniuchnego papieru. Zrozumiał odrazu, iż jest to coś niezwykłego i z bijącem sercem czekał, aż się na korytarzu żandarmska podejrzliwość znuży i uciszy, aby posyłkę szczegółowo obej-
Strona:Wacław Sieroszewski - W szponach.djvu/223
Ta strona została przepisana.