Strona:Wacław Sieroszewski - W szponach.djvu/244

Ta strona została przepisana.

jak cały oddział kozuniów, poszarpany przez bombę, wyleciał w powietrze, niby garść rozwianego pierza.
Opowiadano, że nogi i ręce to aż poznajdowano na balkonach i dachach Marszałkowskiej i Chmielnej ulicy...
Śmiałem się z tego i zabawnie mi było słuchać, jakto rozmaici i rozmaicie mówią, kto to zrobił!... A głównie chwalili się es=decy... Dopiero nazajutrz pojawiła się proklamacja od Partji i całą rzecz dokumentnie opisała jako „zemstę ludu za Teatralny Plac...“ Tak to było, kochany towarzyszu... A teraz co?... Nic z tego wszystkiego... Proletarjusz w pogardzie!... Robotnika uciskają!
Umilkł, głowę zwiesił, na twarzy znowu wybiła mu męka...
— To może wy, towarzyszu, oswobodziliście też tych z Pawiaka?... — zapytał pośpiesznie Józef.
— Nie, to nie ja!... — odpowiedział ze szczęśliwym uśmiechem. — Ale wiem dokumentnie, jak było, bo tam byli moi przyjaciele... A to ci kawał! Sam Skałłon go pochwalił...
I znów zaczął opowiadać zdarzenie pośpiesznie i wielosłownie, jakby chciał utopić w potoku wyrazów nurtującą go myśl okropną. Józef wciąż mu podsuwał coraz nowe tematy, a miał ich w swych wspomnieniach Piorun skarby nieprzebrane. Najchętniej mówił o czynach śmia-