łych, bohaterskich, o napadach bojówek na oddziały wojsk, opisywał o zatrzymaniu pociągów w Rogowie, pod Łapami i... w wielu innych miejscach. Bojowcy i pepeesi w tych wspomnieniach, ubrani tęczowemi barwami legendy, promieniejący blaskiem czynów rycerskich, romantycznych, obdzieleni męstwem niezwykłem, rozumem niezrównanym, wzruszającem poświęceniem — urastali do wielkości nadludzkiej...
Od czasu do czasu Piorun zatrzymywał się żałośnie w ciągu opowiadania i pytał Józefa:
— I cóż, towarzyszu? Rozumiecie teraz, że jedną mam ochotę: kiedy stanę o świcie na Czerwonem Polu, krzyknąć: niech żyje pepees!... Cóż, kiedy mi nie wolno — bandytą jestem! Notowanym w gazetach bandytą! — powtarzał.
Pocieszał go Józef, jak umiał, tłumiąc wzbierający płacz w piersiach; upewniał, że z czystem sumieniem może się uważać za pepeesowca, gdyż zrozumiał przecież swoją omyłkę...
Wtedy rozweselił się trochę skazaniec i rzekł uroczyście:
— A więc, towarzyszu, pamiętajcie, powiedzcie im, żem ja się nawrócił i że proszę ich o przebaczenie, że serce moje zawsze ku nim ciągnęło, a tylko ten prowok przeklęty...
Józef poglądał ukradkiem na twardą, chłopską twarz skazańca, ożywiającą się jedynie w chwili uśmiechu szeregiem białych zębów i czuł, że mu serce w piersiach coraz boleśniej zamiera.
Strona:Wacław Sieroszewski - W szponach.djvu/245
Ta strona została przepisana.