Strona:Wacław Sieroszewski - W szponach.djvu/64

Ta strona została przepisana.



V.

Cela, do której go wepchnięto, miała pięć kroków długości i dwa szerokości. Naprzeciw czarnych, obitych blachą drzwi, w ścianie szarej, powalanej brudnemi zaciekami wilgoci, wysoko pod sufitem mieściło się okno, równie czarne jak drzwi od krat, kurzu i pajęczyny.
Tuż przy drzwiach mały blat żelazny, wmurowany w ścianę, zastępował stół, dalej widniała ruchoma prycza ramowa, obszyta wyrkiem, przymknięta teraz do ściany. Po drugiej stronie celi występował ze ściany płaski róg opalanego z korytarza pieca. Bielone ściany — na wysokość człowieka obdrapane i zabrukane — wyżej były jednostajnie szare i cuchnęły wilgotnem wapnem.
Tuż za piecem obtłuczona i zardzewiała muszla wodociągowa, stołek kulawy przy stole, a na stole żelazny kubek i drewniana łyżka — oto całe gospodarstwo więzienne.
Józefa dawno już dręczyło szalone znużenie, pragnął samotności, ciszy, więc był rad, że się nareszcie drzwi za nim zamknęły. Stuk drzwi więziennych, zgrzyt rygli nie uczyniły na nim naj-