przedmiotów. Zwlekał więc Józef z obawy przed klucznikiem i śledził z niepokojem kroki jego na korytarzu, gdy energiczne trzykrotne uderzenie w ścianę zakłóciło grobową ciszę celi.
— Poco tak głośno, nie jestem przecie głuchy! — pomyślał i odpowiedział leciuchnem puknięciem.
Sygnał powtórzył się raz jeszcze i dopiero po głośniejszej odpowiedzi Józefa posypał się grad stuków, przerywanych rytmicznie, jak w aparacie telegraficznym. Józef nic nie rozumiał i, doczekawszy się przerwy, jął wolno wypukiwać swe nazwisko, wedle tablicy.
Raz, dwa, trzy, cztery, pięć; raz, dwa, trzy, cztery, pięć; raz, dwa, trzy.
Przerwano mu z drugiej strony nagłem stuknięciem, ale go nie zrozumiał i dalej wystukiwał w pocie czoła, szepcąc:
— Wol — no!...
Znowu grad niecierpliwych stuknięć.
— Nic z tego nie będzie! Czegoś czy brak, czy za dużo!... Nie rozumiemy się! Będę stukał po swojemu...
I znowu zaczął od początku, wolniuchno, z uporem wystukiwać:
— Józef Gawar, uczeń ósmej kla...
Stuknięcie z za ściany.
— Szko...
Znów stuknięcie.
Strona:Wacław Sieroszewski - W szponach.djvu/83
Ta strona została przepisana.