Józef ze szczególną ciekawością przyjrzał się drzwiom Butterbrota.
Nie różniły się niczem od innych. Wydało mu się tylko, że zasuwka nad „judaszem“ zlekka porusza się, jakgdyby z wewnątrz ktoś ją próbował odsunąć. Majestatycznie poważny, zwrócony plecami do drzwi klucznik nic nie widział, co ogromnie śmieszyło Józefa.
Wesoło podniecony wrócił do celi i skoro tylko rozległo się umówione stuknięcie w ścianę, pośpiesznie zapukał na klucznika i kazał się prowadzić do ustępu.
— Nareszcie ją ma!...
Wisiała na niteczce, przyklejona chlebem pod deską.
— Jakże wstrętnie było ją dostawać, ale ma ją... Spory zwitek... Zaraz im odpowiem, dziś jeszcze... Nie... Lepiej jutro. Za często nie można... To zwróciłoby uwagę...
Rozmyślał i czekał z niecierpliwością, aż oddalą się od jego drzwi kroki klucznika i będzie mógł swobodnie kartkę rozwinąć i odczytać. Musiał zbliżyć się w tym celu do okna, gdyż była napisana bardzo drobno i niewyraźnie ołówkiem.
„Szanowny Towarzyszu!
Przedewszystkiem macie prawo na spacer; wszyscy polityczni spacerują pół godziny dziennie. Stukajcie we drzwi i żądajcie, żeby was wyprowadzano. Macie prawo na własną pościel. Macie prawo kupować sobie pożywienie: chleb,
Strona:Wacław Sieroszewski - W szponach.djvu/88
Ta strona została przepisana.