napływ ich jest o wiele większy, niż przed wojną. Ale już pokrywa ich widocznie ten genjusz francuskiej kultury i języka, który wydostał się straszliwym wysiłkiem z pod ruiny wojennej i promiennym swym blaskiem przepaja wszystko...
Pierwszego zaraz dnia poszedłem złożyć hołd Mickiewiczowi pod jego pomnik na placu d’Alma. Robi wrażenie. Mimo, że wokoło wznoszą się ogromne kamienice, a za Sekwaną podpiera niebo wieża Eifel. Kolumna z postacią pielgrzyma, lecącego w przyszłość na barkach Narodowego Genjusza, nie daje się stłumić, zwraca uwagę, ba, od mostu d'Alma nawet ją przykuwa. Widać tu nieraz przechodniów, nietylko Polaków, jak stoją z wzrokiem utkwionym w posąg... Tylko Francuzi potrafią zdobyć się na to, aby pomnikowi cudzoziemca dać tak piękny plac i wznieść na nim tak wspaniały monument... Czy możemy wyobrazić sobie coś podobnego w Londynie, Berlinie, Rzymie, w Wiedniu? Każde z tych miast poczułoby się obrażone podobnym widokiem!
Dlatego ci co bliżej poznali Paryż nie mogą nie lubić tego wspaniałego siedliska wzniosłych myśli, szlachetnych uczuć, dobrego smaku, niezmiernej ofiarności... Miasta, które w chwilach niebezpieczeństwa umiało wystawiać armję z kondukto-
Strona:Wacław Sieroszewski - Wrażenia z Ameryki.djvu/11
Ta strona została uwierzytelniona.