Strona:Wacław Sieroszewski - Wrażenia z Ameryki.djvu/23

Ta strona została uwierzytelniona.

nych, jak drugich. Przekonała nas o tem dobitnie — ostatnia wojna i rewolucja...
Gdym opuścił trujące, niezdrowe podziemia „Majesticu“ i stanął na górnym pokładzie, aby zaczerpnąć świeżego powietrza, panowała noc — i statek sypiąc iskrami odbitych ogni na rozkołysane przez siebie fale, biegł uparcie ku niewidzialnemu celowi...


1000 KILOMETRÓW SAMOLOTEM.

Wczesnym rankiem pięknego jesiennego dnia wyruszyliśmy z naszego poselstwa w Washingtonie dwoma samochodami na wojskowe lotnisko. Leży ono za miastem nad rzeką Potomak i droga doń prowadzi dość zawiła, tak, że na dojezdnem troszeczkę zbłądziliśmy: wjechaliśmy nie w ten koniec olbrzymiego pola, gdzie oczekiwał nas wielki wojenny, dwupłatowiec: „Sikorski, A. 8286“. Błąd naprawiliśmy łatwo i wkrótce przyłączyliśmy się do posła Stetsona i francuskiego morskiego attache, mr. Sable’a, już oczekujących nas przed olbrzymim samolotem, ledwie co wytoczonym z pobliskiego garażu. Piękny „ptak“, wsparty na ogonie, dumnie wznosił ku niebu swe dwa potężne silniki podobne do dwóch wielkich mitraljez. Jego