błyszczące „propelery“ jeszcze spały spokojnie zawieszone wpoprzek tarczy silnikowych, choć już przy maszynach uwijali się zaszyci w zatłuszczone „overdressy“ mechanicy.
Samolot był „amfibją“ — miał podwozia, w kszałcie łodzi na kółkach.
Wybrano ten rodzaj aparatu, choć był cięższy, dlatego, że mogła nam przytrafić się konieczność opuszczenia na wodę. Część drogi przebiegała nad oceanem Atrantyckim oraz, co gorzej, okolice Savannah były jeszcze podobno zalane powodzią. Ta właśnie okoliczność zmusiła całe dyplomatyczne przedstawicielstwo, nie wyłączając ministra Stetsona, zastępcy prezydenta Hoovera, do udania się na uroczystość K. Pułaskiego drogą powietrzną.
Już parę dni przedtem doniesiono, że wylew zepsuł tory kolejowe, że uszkodził tu i ówdzie mosty. W oczekiwaniu ich naprawy opóźniono czas odjazdu; był 9 października, a uroczystości miały rozpocząć się 11-go; od Savannah oddzielało nas 1000 kilometrów, trzeba się było śpieszyć.
Zawarczały nareszcie śmigła. Samolot obstąpiła gromada „spychaczy“, należało żegnać się z pozostającymi i wsiadać. Pierwszy wszedł na strome schodki żelazne nasz poseł Filipowicz, za nim monsieur Sable, poczem mr. Stetson, sekre-
Strona:Wacław Sieroszewski - Wrażenia z Ameryki.djvu/24
Ta strona została uwierzytelniona.