Wkrótce wytoczono go na równe suche miejsce, zwrócone przeciw wiatrowi. Śmigi puszczono w ruch, pilot zaprasza nas uprzejmie do zajęcia zpowrotem miejsc. Wtem dzieje się rzecz jaką obserwowałem tylko w pustyniach Środkowej Azji oraz w Ameryce. Mała, czarna chmurka przysłania słońce i lekki wiatr w mgnieniu oka zamienia się we wściekłą wichurę... Nagłe jej uderzenie odrzuca nas w tył... Poły naszych palt, szaliki i kapelusze fruwają... Z głębi pola lecą ku nam liście, piasek, kamienie i samo pole dygocące we mgle i kurzu, zda się gotowe za chwilę zerwać się i ulecieć w przestworze wraz z rozwichrzonemi w przerażeniu drzewami, wraz z garażami, wraz z samolotem i uczepionymi doń kurczowo ludźmi...
Ale wszystko to trwa mgnienie oka. Czarny obłoczek przepływa, słońce znów świeci jasno i wesoło, ziemia uspokaja się, orkan zamienia w wietrzyk...
Rozbawieni przygodą siadamy ze śmiechem do aeroplanu. Śmigła poruszają się coraz szybciej. Silniki zaczynają ryczeć jak para spuszczonych ze smyczy lwów... Płatowiec biegnie czas jakiś po polu, poczem lekko odrywa się od lotniska i płynie w powietrzu... Dziwne uczucie ogarnia człowieka, gdy po raz pierwszy porzuca ziemię, jest w nim trochę niepokoju, lecz
Strona:Wacław Sieroszewski - Wrażenia z Ameryki.djvu/26
Ta strona została uwierzytelniona.