jobrazu, czynią raczej wrażenie jakieś bezładnej zbieraniny kanciastych kształtów i krzyczących kolorów, jakiś ogromny podwórzec rozległej fabrycznej osady, dymiącej setkami niebosiężnych kominów. Nie zacierają tego wrażenia przygodnej, wznoszonej pośpiesznie, tymczasowej, nie trwałej, fabrycznej przybudówki, ani wykwintne i drogie marmury niektórych pałacyków, ani ciosowe ściany tu i ówdzie wznoszących się kościołów oraz gmachów publicznych, ani śliczna zieleń skwerów i bulwarów, ani wielowodne rzeki,ujęte w piękne granitowe obrzeża, ani mocarne, równe morzom jeziora...
Miasta amerykańskie są brzydkie a ich położenie, często bardzo malownicze, nie jest wyzyskane. Dopiero „drapacze nieba“ a szczególnie ich skupiska przemawiają do wyobraźni europejskiego widza swą odrębną, niesamowitą urodą.
Widok nowojorskich „Sky‑Scrapers“ z morza znany jest powszechnie z ilustracjj i był już wielokroć pomyślnie zużytkowany jako motyw malarski. Przyznać należy, że potężne artystyczne wrażenie robi taki wiszar budowli, często spiętrzony w śródmieściu, lub wyciągnięty długą linją na wybrzeżach oceanu, na krawędzi wielkiej rzeki, albo większego jeszcze jeziora. Smugi zieleni parków i szeroka na
Strona:Wacław Sieroszewski - Wrażenia z Ameryki.djvu/36
Ta strona została uwierzytelniona.