Strona:Wacław Sieroszewski - Wrażenia z Ameryki.djvu/44

Ta strona została uwierzytelniona.

kolumn witane były burzliwemi oklaskami, opisy dramatyczne niebezpieczeństw, jakim podlegała w swem zaraniu nasza niepodległość, słuchane były z zapartym oddechem... Mówiłem nieraz dwie, trzy godziny, a wciąż mi się zdawało, że jeszczem nie nasycił tych dusz prostych, bezpośrednich, które nagle uniosły w górę swe czoła, pochylone zazwyczaj nad warsztatami, ciężkiej, szarej, codziennej pracy i spojrzały wysoko wdal olśnione, złotą jutrzenką wolności Ojczyzny... Czułem, że mam przed sobą fanatycznych wyznawców tej samej dziwnej, wygnańczej religji, którą poznałem na Sybirze — religji tęsknoty za utraconym krajem...
Mnogie rzesze emigranckie gotowały się lecieć zpowrotem do Polski; nie żałowano datków, nie skąpiono ofiar, nie cofano się przed żadną pracą i zachodem. Wszystko co szło z kraju — było dobre, szlachetne, piękne, godne zaufania... Można sobie wyobrazić, ile nadużyć popełniano wśród tych oczarowanych, pijanych cudnym entuzjazmem tłumów...
Nic podobnego nie znalazłem obecnie.
Wprawdzie obchody ku czci Pułaskiego były liczne i wspaniałe... Wprawdzie delegatów naszych zarówno wojskowych, jak i cywilnych wszędzie spotykano serdecznie, często owacyjnie; przemówień