szych: „zielone ich gromadki“ chodzące w zielonych czapeczkach, znane są z tego, że zajmują się namiętnie propagandą polskości. Składają po groszu już teraz na bilet przejazdu do Polski w nadziei, że ich tu przyjmą i przytulą na parę letnich miesięcy, jak to było w ubiegłym roku. Musi więc tu u nas powstać fundusz na przyjęcie tych dorocznych miłych gości, najlepszych propagatorów i konserwatorów Ojczyzny na obcym dalekim gruncie.
Mamy tam przyjaciół i serca gotowe do kochania.
Nie jest więc tak źle z polskością w Ameryce.
Inne jednak czasy innych wymagają metod. Zamiast siedzieć w zamkniętej skorupie własnych parafij, Polacy ze Stanów Zjednoczonych winni wyjść, w myśl wskazań Marszałka Piłsudskiego, z polskiego odosobnienia i rzucić się śmiało w wir otaczającego ich życia, sięgać po należne im wpływy, po urzędy, po stanowiska, we wszystkich dziedzinach nauki, twórczości i pracy... I to się już dzieje: coraz częściej Polacy zostają wybierani polskiemi głosami na „majorów“ (burmistrzów), na „kongressmenów“, na sędziów... Wśród przemysłowców, kupców, inżynierów, doktorów, prawników, profesorów i innych zawodowców — coraz częściej trafiają się
Strona:Wacław Sieroszewski - Wrażenia z Ameryki.djvu/56
Ta strona została uwierzytelniona.