ją, że ma kosztować wielkie miljony... Już teraz miejsce po tysiąc dolarów za metr sprzedają... Ano, zobaczymy co będzie...
— Na jakim okręcie jedziecie?
— Na „Majestic“.
— To się zobaczymy, bo i ja na „Majestic“. A gdzie was szukać?... W jakiej kajucie?
— My jedziemy w kajucie wycieczkowej!... Przychodźcie, radzi będziemy pogadać!...
Rozstajemy się. Kiedy wracam, już moich znajomych niema, śpią w swoim przedziale. Tu wszyscy wciąż śpią we dnie i w nocy. Jedzą, albo śpią, strasznie pomęczeni... Niektórzy jadą jednym ciągiem z Małopolski, z Podlasia, nawet z Wołynia. Dzieci na rękach matek leżą, jak nieżywe. — A jednak — nigdzie kłótni, swarów, lub obelżywych wyrazów, nawet oznak zniecierpliwienia na szorstkie, często wyzywające zachowanie się służby kolejowej, celników, żandarmów...
Nieskończenie łagodny jest lud polski!
Wszystkie przykrości przebywania granicy spadają w wagonach sypialnych na przewodnika. Śpimy więc wybornie całą noc i budzimy się dopiero pod Berlinem. Niemcy przywitały nas bardzo niegościnnie. Zimnisko, wiatr, pluchota. Wszędzie oznaki głębokiej jesieni; porudziałe lasy
Strona:Wacław Sieroszewski - Wrażenia z Ameryki.djvu/6
Ta strona została uwierzytelniona.