Strona:Wacław Sieroszewski - Z fali na falę.djvu/110

Ta strona została przepisana.

— Okrutnicy, okrutnicy!… Wszystko mi jedno, co robicie ze mną, ale dziecko!… Co zawiniło wam dziecko!?
Widzowie zakryli oczy rękami i głośno modlili się, nawet sam kat wyrażał przez cichą modlitwę swe współczucie.
Wtedy Hennosuke, który cały czas nie otwierał oczów, zawołał do rodziców:
— O, mój ojcze i matko moja! Idę przed wami do raju, w szczęśliwą krainę, gdzie będę was oczekiwał. Wraz z młodszymi braćmi będziemy wyglądali was na brzegu rzeki Sandcu; wyciągniemy do was ręce i pomożemy przebyć ją!… Żegnajcie wszyscy, co przyszliście być świadkami naszego zgonu!… A teraz, proszę, zetnijcie mi już głowę!
I wyciągnął szyjkę, szepcąc modlitwę. Żałosny jęk wyrwał się z piersi rodziców i widzów, gdy kat, choć wzruszony, ale posłuszny swemu obowiązkowi, uderzył chłopczyka mieczem.
Drugi syn Sogoro powiedział do kata:
— Łaskawy panie, prawe ramię mnie boli, a więc proszę cię, odrąb mi głowę z lewej strony, aby nie urazić mię… Bo nie wiem jak trzeba umierać… Nie robiłem tego nigdy jeszcze!..
— Kat zalał się łzami, mimo to głowa upadła szybciej, niż woda zdoła wsiąknąć w suchy piasek.
Najmniejszy Kichaci zginął z ustami pełnemi łakoci, rzuconych mu przed chwilą przez widzów.