Strona:Wacław Sieroszewski - Z fali na falę.djvu/131

Ta strona została przepisana.
II.

Od dnia tego zaczął słabnąc niepokój mieszkańców Tomari o cnotę pięknej Misawy, gdyż młody Nojo przestał wałęsać się koło jej domu. I nawet wogóle przestał wałęsać się, a matka jego, czcigodna wdowa Kasziwade, twierdziła, że syn jej ma poważne zamiary zając się czemkolwiek.
Dopiero w porze kwitnięcia glicynji, kiedy z ogrodzeń, ze ścian i z okapów domostw, z balustrad balkonów zaczęły spływać ametystowe strugi cudnego kwiecia, utrudniając do nich dostęp, a gorące powietrze, przesycone zapachem magnolji, ułatwiało czuwanie, stróż nocny, Hogi, zauważył raz podejrzany cień, ześlizgujący się z podmurowania interesującego domostwa.
Z początku myślał, że to złodziej i chciał narobić hałasu, ale wstrzymał się, spostrzegłszy że w górnem oknie zabłysło światełko, a jednak nikt nie wszczynał alarmu. Uderzył więc tylko mocno w ziemię swym żelaznym koszturem stróżowskim, obwieszonym wiązkami brzękliwych kółek, i ruszył dalej.