Strona:Wacław Sieroszewski - Z fali na falę.djvu/18

Ta strona została przepisana.

pończyk spotyka wszystkie przygody swego życia, mógł powstać w tej jedynie krainie, gdzie śmierć i rozkosz tak blisko sąsiadują z sobą, gdzie pogoda umysłu wspiera się na twardej, zimnej jak stal pewności spełnienia w chwili odpowiedniej swego obowiązku. „Korzystaj z życia i nie dbaj o nie, albowiem trwa ono krótko, jak mrugnięcie powieki“. W tym kraju nowożeńcom posyłają przyjaciele w podarunku — parę motyli „ocomeco“. A oto wiersz, tłumaczący ten symbol:

Cou-couni
Kionen cisitaru
Tsuma kojisi…

Dwa motyle…
Rok temu
Zmarła ukochana…

A oto ilustracja tegoż wierszyka, tejże „hajkai“ w życiu. Zdarzenie to opowiedział mi Europejczyk, który dłuższy czas mieszkał w Japonji. — Pewnego razu wyszedłem na przechadzkę nad brzeg morski, gdzie ścieżyna wiodła gzymsem przepaści. Dzień był cudowny, cichy, pogodny; jedynie morze pieniło się i skakało wdole wśród skał. Przede mną szła para japońska: młoda dziewczyna i Japończyk, sądząc z ubioru, z klasy dostatniej. Czy to byli narzeczeni, czy młode małżeństwo, nie dowiedziałem się nigdy. Lecz łączył ich bezwarunkowo jakiś gorętszy sentyment. Młodzieniec, co rzadko Japończykom się zdarza, zrywał kwiaty i podawał towarzyszce, w tym celu wspinał się nawet na sąsiednie głazy. Właśnie to uczynił, gdy olbrzymia fala, niby język potworny, wychyliła się z za