Strona:Wacław Sieroszewski - Z fali na falę.djvu/181

Ta strona została przepisana.

Miał ochotę jęknąć, ale opamiętał się, otworzył oczy i powiódł surowym wzrokiem po Europejczyku, po gwarzących i ćmiących papierosy pasażerach, po poszarzałych od zmroku szybach i ścianach wagonów…
Zapalano światło.
A tymczasem i w oknach zaczęły migać coraz liczniejsze światełka wzdłuż toru i wreszcie zamigotał rój gwiazd na ziemi. Zaczerniało we mgłach ogromne Tokjo u krawędzi przepaścistego morza.
Na stacji Szimbaszi wziął „kurumę“[1] i pojechał wprost na stację Ueno.
Ten przejazd przez gwarne miasto, pełną ruchu i świateł, wydał mu się torturą.




  1. Kuruma — po japońsku, dżinriksza — po indyjsku — wózek na dwóch kołach, ciągniony przez człowieka.