chwytał tu wzrok, więził go, czarował, poił duszę słodkiem rozmarzeniem, nie puszczał jej od siebie, jak chwila rozkoszy…
Ach, gdyby można było ogarnąć wszystko jednym rzutem oka, wchłonąć w siebie jednem przedziwnem zapatrzeniem, i przedłużyć, i utrwalić w nieskończoność muśnięcie błogości chybkie i niepowrotne, jak wiew wiosennego wietrzyka!
Ale „życie jest ciągłą śmiercią, spotkanie — rozłąką!“
Szedł więc dalej z duszą rozbitą, zatracony w potoku przemijających a wiecznych wrażeń, w wirze uczuć, podobnych do szumu dalekiego morza…
Aż dosięgną na boku małych wrót niepozornych, nad któremi wśród pąkowi kwiecia nieśmiertelny kot Chidari Zingoro czatował na swe ofiary z szyderczo zmrużonemi ślepiami.
Po wielkich, kamiennych stopniach, zielonych od mchów, liszajów i trawek, strzelających ze spojeń i szpar; między równie omszałemi granitami murów balustrady, z poza której wyglądały korony gdzieś daleko wdole rosnących kryptomeryj i sosen, zadumany Takeo zwolna wstępował coraz wyżej i wyżej ku srebrnym, chłodnym obłokom, szybującym po szafirze nieba. Wreszcie stanął u szczytu, przed bronzowemi wrotami niedużego bronzowego grobowca. Bronzowe lwy strzegły wejścia, ozdobionego złotemi chryzantemami. Blade bloki granitowe wznosiły bramę nad poziom usypanego dro-
Strona:Wacław Sieroszewski - Z fali na falę.djvu/189
Ta strona została przepisana.