Strona:Wacław Sieroszewski - Z fali na falę.djvu/197

Ta strona została przepisana.
XII.

Nazajutrz po ucieczce Noja zbudziło Misawę gwałtowne stukanie do drzwi i trwożny głos Teruci.
— Misawa-san, Misawa-san!… Nieszczęście!…
— Co? Co się stało?
— Złodzieje… Drzwi otwarte… a na balkonie znalazłam nawet męskie słomiane sandały… O mało nie wdarli się… Coby to było!?…
Odsunęła zlekka drzwi i chciała wpełznąć, jak zwykle, na klęczkach, trzymając w wyciągniętej ręce zabłocone sandały, ale Misawa wstrzymała ją…
— Zaraz…zaraz!… Zanieś je… do kuchni i… połóż ostrożnie… aby wyschły… gdyż to jest… dowód!… — rozkazywała drżącym głosem, zgarniając jednocześnie rozpaczliwym ruchem pod siebie porzucone koło pościeli ubranie kochanka.
— Co się stało?… Co to jest?… Uciekł całkiem nagi!… Zostawił nawet zawojkę… Może zabity!?
Przypomniała sobie dziwne głosy, słyszane