Wszystko w niej stężało w czarnem, ciężkiem i nieskończenie smutnem postanowieniu. Nie wiedziała, w czem ono się wyrazi i kiedy dopełni, ale czuła, że życie jej umarło, młode, radosne życie i że nigdy już nie zmartwychwstanie. Czuła żal do Noja, czuła gorycz do Takeo, robiła nawet w myśli żałosne wyrzuty rodzicom. Lecz tych, wciąż zmieniających się falowań swej duszy niczem nie ujawniła nazewnątrz. Była tą samą dobrą, spokojną, małomówną panią, chętnie słuchającą nieustającej gadaniny szczerze do niej przywiązanej Teruci.
Dopiero przyniesiona po paru dniach przez tę ostatnią wiadomość, że Nojo-san istotnie znikł, że wdowa Kasziwade płacze i nic nie chce mówić, że ludzie gadają o jakimś gołym demonie, przelatującym nocami po ulicach miasteczka z hukiem, rykiem i burzą, co jest jawną przepowiednią bliskich nieszczęść — wstrząsnęły młodą kobietą…
— Może to te demony tak nadeptały koło
Strona:Wacław Sieroszewski - Z fali na falę.djvu/206
Ta strona została przepisana.
XIII.