Strona:Wacław Sieroszewski - Z fali na falę.djvu/218

Ta strona została przepisana.

w mym domu!… — zimno odpowiedział Takeo-san.
— W każdym razie jest to zawiła historja i słusznie policja nią się zajmuje!… Badano Hogi, pytano Kasziwade-san, ale nikt nic nie wie, gdyż wszystko to robi się w tajemnicy… Rzeczy również zabrała policja!…
Miał więc Takeo więcej do roboty, niż jadąc tutaj przypuszczał, musiał zabawić dłużej. Chciał tylko pokazać się, aby przerwać plotki, które nie wątpił, że powstaną, oraz… oraz… ułatwić… drogę sobie, no… i żonie!… Zresztą sam nie zdawał sobie sprawy, dlaczego tak bardzo pragnął ją widzieć. Teraz widział jej ból, szanował go, ale i jego ból, który zdawał się zwyciężonym, ponownie zaczął nim szarpać. — Rozumiał wybornie wybiegi Misawy, dążące do oddalenia jego uścisków i widział w tem objawy nienawistnego uczucia…
— Kocha go, wciąż jeszcze go kocha! Ach, gdyby wiedziała!?…
Był jednak zbyt rozsądny, aby jej napomknąć, aby potrącić nawet o sprawę Noja. Tymczasem to unikanie rozmowy o przedmiocie, zajmującym całe miasteczko, utwierdzało tylko młodą kobietę w pewności, że mąż wie o jej zdradzie. Tem objaśniała jego wstrzemięźliwość.
— Dobry on jest… dobry… za dobry! Wolałabym, aby mię bił! Dobroć zabija nie gorzej, niż żelazo!… A może nie wie!? We dnie jest taki wesoły i rozmowny! Co jednak on robi na