Strona:Wacław Sieroszewski - Z fali na falę.djvu/251

Ta strona została przepisana.

czy to bambus, czy zwykły oczeret. Widzę tylko, że w tych lasach nawodnych przerąbane są długie ulice, z których coraz to wypływają łodzie rybackie i przyłączają się do szeregu innych, tkwiących na kotwicach wśród ciemnych nurtów. Rybacy półnadzy, albo w niebieskich nankinowych koszulach, w parasolowatych kapeluszach, łapią ryby „na podrywkę“. Widziałem także łódkę z dziesiątkiem oswojonych kormoranów. Ptaki miały założone na szyjach pierścienie, niedopuszczające łykania schwytanej ryby. Co chwila zanurzały się i wypływały dość często z trzepoczącą się w dziobie zdobyczą. Za ptakami płynął z prądem rybak z długim, zakończonym kluką bambusem w ręku, którym ptaki zaczepiał, przygarniał do siebie i odbierał im połów. Niektóre same płynęły z rybą w dziobie do łodzi.
Niebo rozpogodziło się ostatecznie. Wspaniała rzeka lśni złotem, tu i owdzie przyćmiona „posiewką“ wirów i świeży. Łodzie i dżonki roztapiają się w świetlanej śreżodze.
Teraz już widzę wybornie, że u brzegów to nie lasy bambusów, lecz niezmierzone zarośla oczeretów.
Popielate kity, równo wyrosłe jak kłosy zbóż, znaczą się piękną linją na zielonych dalach ogrodów i pól. Ten mur powiewnych, wysokich trzcin tworzy cudne zatocza, załomy i przylądki… Z poza takiego cypla, wrzynającego się daleko w rzekę i zakończonego kilku