Strona:Wacław Sieroszewski - Z fali na falę.djvu/266

Ta strona została przepisana.

wano, gdyż nie stało, jak mi mówiono, wśród współczesnych ceramików chińskich zdolnych do tego majstrów i inżynierów. W murach miasta, zwróconych do przystani, widać jedną, jedyną bramę, a nad nią potężną piętrową wieżę. Wielkie, okute żelazem podwoje jeszcze szczelnie zamknięte, co nadaje ogromnemu miastu, pogrążonemu w śnie i bezruchu, jakiś dziwny, fantastyczny, bajeczny wygląd. Obrzeża różowego blasku na gzymsach, kantach i na rogach liljowych od mgły i oddalenia budynków, złocenia szczytów, rozpłomieniające się tu i owdzie w promieniach zorzy, kamienna moc wyniosłych a rozlewnych jak chmura murów, — potęgują czarowność wrażenia. Nie mogę poprostu uwierzyć, że w tem kamiennem gnieździe kryje się zgórą pół miljona ludzkich istot, że oto, za chwilę, z błyskiem pierwszych promieni słońca, zagrzmią na wieżach miedziane trąby straży, rój ten rozbudzi się, ożyje, poruszy, rozśpiewa wraz, jak stado ptaków, jak rzesza pszczół. Popłyną po ulicach pracowite tłumy, potoki ludzkie wyleją się z otwartych wierzei zaklętych bram.
Jest w Chinach dużo miast ludniejszych i bogatszych od Nankinu, ale mało jest równie znakomitych. Do 1405 roku był on siedzibą cesarzów chińskich, a do dziś pozostał głównem gniazdem starochińskiego ruchu patrjotycznego, dążącego do zrzucenia mandżurskiego jarzma i przywrócenia starożytnej dynastji Miń (Ming), starożytnej cnoty i starożytnych obyczajów.