sunkach. Pożar zacieśnił nawet sympatję i zbliżył mnie wogóle z Japończykami. Kapitan, objaśniając przy stole domniemane powody pożaru, zwracał się głównie do mnie, pomijając konsula, który to widocznie odczuwał i wtrącał co chwila opozycyjne uwagi.
— Wilgotna bawełna, złożona w stosy, często zapala się sama. Zaś chłopi dostawcy umyślnie nie wysuszają dostatecznie puchu przed sprasowaniem, żeby zwiększyć jego wagę… Niepodobna wyśledzić nadużycia, gdyż paki z wierzchu są zupełnie suche.
Konsul mruczy coś pod nosem o fałszywości Wschodu.
Jeden z Japończyków, wysoki smukły młodzieniec, mierzy go dziwnem spojrzeniem; widocznie domyślał się charakteru uwagi, gdyż, o ile wiem, nie zna wcale języków europejskich. Jest to dość znany poeta japoński, pan Sasaki Nobutsuna. Pan T. zapoznał nas i służył nam stale w rozmowach za tłumacza.
Ze zdumieniem spostrzegłem, że pan Sasaki dość dobrze zna historję Polski i doskonale orjentuje się w wielu sprawach europejskich. Prosił mnie, abym napisał w jego notesiku po polsku jaki wiersz Mickiewicza.
Uczyniłem to zgodnie z japońskim zwyczajem na pocztówce warszawskiej, jaką przypadkiem miałem, i wzamian otrzymałem japońską pocztówkę z krótkim wierszykiem:
Strona:Wacław Sieroszewski - Z fali na falę.djvu/269
Ta strona została przepisana.