Naruno kono juva kebi
nagare tokiszi areba
tsu tsumi,
Kurusanaki
nakara meja.
Pan T. przetłumaczył mi go dosłownie po angielsku:
Cicha jest woda wiosenna,
Łodzią zaledwie kołysze.
Lecz wiatr burzliwy jesieni
I cichą wodę odmieni,
Rzuci na brzegów komysze…
Rzeka zwęża się; góry zbliżają się do samego brzegu; miejscami cyple ich wrzynają się w rzekę, która wije się wężowo. Na górach widzę starą twierdzę Liań-szań, panującą nad pobliskiem korytem rzeki.
Około południa jesteśmy w mieście U-chu, gdzie mieszka dużo Europejczyków. Wśród budowli settlementu rzuca mi się w oczy wielki szpital ze sztandarem Czerwonego Krzyża na dachu.
Pijany konsul wytrzeźwiał i zszedł tutaj na brzeg, ale niezadługo wrócił. Obecność jego cięży niezmiernie przykro na całem towarzystwie. Przy lunchu i obiedzie zwykle milczymy z obawy jakiejś awantury.
Na szczęście miły młodzieniec wysiada w Kiu-Kianiu.
Noc księżycowa, zimna, ale cicha. Spacerujemy po tylnym pomoście, otuleni w peleryny.